Nasze relacje: Aksamitny akordeon Marcina Wyrostka
W niedzielne popołudnie 27 czerwca 2021 r. żar toruńskiej ulicy został ujarzmiony chłodem Jordanek.
Tylko pozornie.
Dlaczego?
To wszystko się zaraz wyjaśni.
Oto rozpoczął się koncert Marcin Wyrostek – Piazzzolla symfonicznie.
Wystąpili:
Marcin Wyrostek – akordeon /Toruńska Orkiestra Symfoniczna /Adam Banaszak /Agata Zając – dyrygent /- rezydent /Przemysław Draheim – prowadzenie.
W programie: A. Piazzolla, A. Vivaldi, W. Siemionow, M. Wyrostek.
Dlaczego A. Piazzola?
Kompozytor kochał tango, ale nie tradycyjne i dlatego tyle wysiłku i talentu włożył w jego modyfikację; kochał ludzi, tworzył dla wszystkich, bez barier, bez uprzedzeń. Kochał tango za to, że było rozmową skrywanych w sercu fantasmagorii, lęków i oczekiwań; jego nueve tanga mają forma ozdobną, barokową, są jak ta barokowa perła, dziwna, nieoszlifowana, o nieregularnym kształcie; by to uzyskać w muzyce przełożył je na kontrapunkty, zakłócenie rytmu, nagłe zwroty, ozdobniki, desonującą chromatykę; dzielnie wspierał je jazz, stąd melancholia, refleksyjność, smutek, różne brzmienia i tempa.
Ciszę i zadumę w Jordankach wielokrotnie przerywały
nagłe zrywy i upadki dźwięków, jęki i płacze instrumentów nadaremnie stawiający opór palcom muzyka. Akordeon wzdychał i krzyczał, a muzyk przymuszał go, jak pisze poeta do „gniewu i łez” (C.K. Norwid” Fortepian Chopina”) albo pieścił go delikatnie, by zapłakał rzewnie.
Tango to smutna rozmowa mężczyzny i kobiety, w których duszach gra latynoski rytm, europejska elegancja, namiętność, niespokojny, rwący się takt, bogata instrumentalistyka.
Pod palcami muzyka akordeonowe dźwięki kurczyły się, wiły, otulały je skrzypcowe struny, a zręczne ręce artysty wylatywały dźwiękami w ciszę upalnego popołudnia lub przypominały trzepot skrzydeł motyla, spod których leciał srebrzysty pył, lśniące strzępki dźwięku, przebijające się przez kurtynę ciszy. Słuchaczy ogarniało to wzruszenie , to znów zdumienie, że emocje duszy dostały kształt w „mowie dźwiękiem nazwanej” i mogą wreszcie ”muzycznymi słowami” nazwać dźwięki duszy, harmonię lub dysonans w świecie.
Przedziwne.
Inne serca , nasze, słuchały o życiu bluesem zmęczonym, o tęsknocie wygranej na skrzypcach, o wiejącym wietrze, gwarze ulicy, o płaczu, złości ciemnej nocy , zielonym kurzu na rzęsach drzew.
Spod smyków orkiestry leciały gwiazdy, bukiety róż, namiętne pocałunki, koszmary nocy.
Przeraził nas tupot strun po schodach, palców po klawiszach. W muzyce była ciemność i jasność, modlitwa , wiara, jak powiedział poeta”stała się „spiżarnią” pełną słodkich i jednocześnie, gorzkich migdałów.
1. Liebert w „Muzyce porannej ” pisze , iż było tak jakby „Ptaki błękit z gardziołków kroplami lały w ciszę”.
Ale było też tak, że muzyka wariowała, wirowała, pieniła się pod palcami, rosła jak balonik i pękała z hukiem jak rzucony granat, niosąc dym i przerażenie, była piorunem i aksamitem balowej sukni.
Niezwykłe! Niezwykłe!